Miejsce magiczne, jedyne w swoim rodzaju. Zdjęcia nie oddają nawet w połowie tego co naprawdę zdarza się w tym miejscu. Tu jeżdżą ludzie sukcesu z Hanoi, stolicy Wietnamu. Miejsce zamknięte a zarazem na skraju świata. Zatoka Ha Long jeden z najbardziej znanych punktów z Listy Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Wyprawa do Indochin w 2009 roku była pierwszą tak znaczącą podróżą w moim życiu, oczywiście Azja południowo-wschodnia to zupełnie coś innego niż Szwecja, jednak nie o różnice kulturowe chodzi. Dla mnie była to pierwsza taka podróż. Pojechałam tam poczuć, poznać, zrozumieć, Szwecja była tylko akapitem mego życia. Indochiny początkiem nowego rozdziału. Zatoka Ha Long to miejsce magiczne, czego niestety moje zdjęcia, mimo, że piękne nie oddają w całości.
|
Do zatoki najlepiej dostać się przez miasta Hai Phai lub Ha Long. Tu na horyzoncie to ostatnie, chociaż my dotarliśmy z Hanoi do Hai Phai. Regularnie kursują promy na Cat Ba, dość sporą wyspę na wodach zatoki coś jak nasza Jurata.
fot. Ja |
|
Na wyspie można wynająć taką o to łódkę - nam się udało wytargowaliśmy 50 dolarów za dzień, bez posiłku of course. I owszem płynęliśmy dzień, ale mieliśmy w planie zwiedzić kilka więcej jaskiń, niestety Pan kapitan nie dał się przekonać do naszej wersji trasy, po kłótni znajomego Włocha, który strasznie nerwowo kłócił się o wcześniej umówione punkty, wyłączył po prostu silnik. Na nic się zdały dalsze rozmowy płynęliśmy wolnym tempem tak jak zadecydował kapitan i ile benzyny zamierzał zużyć. Czasem trzeba dopłacić do wcześniej wyciśniętej kwoty, my jednak tak nie zrobiliśmy i spędziliśmy spokojny dzień na morzu. fot Ja |
|
Takie widoki kosztowały nas niestety małą aferę na wsypie, gdyż zbuntowaliśmy się z Włochami regułom rządzącym na wyspie. Gdy dobijaliśmy targu ws. rejsu, każdy z kontrahentów otrzymywał tajemniczy telefon, i odmawiał dobicia targu niestety coś tam, coś tam ale nie może, bo np. nie ma łodzi itp., wszyscy zarobieni i takie dziwy. W końcu ktoś się spytał czy nocujemy w YYY hostelu, potwierdziliśmy. Na co on stwierdził, że nie może nam sprzedać wycieczki, gdyż musimy ją kupić od właściciela naszej noclegowni. Czysta bezczelność młody chłopak, w złocie i drogich ciuchach wciskał nam to samo za 70 dolarów. Udało nam się to obejść, i ja plus Włosi uciekliśmy na znak protestu z hostelu. Co niestety nie było łatwe i skończyło się śledzeniem nas po wyspie.
fot. Ja |
|
Włosi, którzy przeżyli z nami tą historę stwierdzili, że na Cat Ba jest jak na Sycylii i nie mogli tego rozumieć, szczególnie Fotograf strasznie się denerwował z tego powodu. Ja z nimi jak głupia zwiałam z hostelu i zostawiłam samych Pana Witka i Panią Hanię. Raz jakaś kobieta z pierwszego hostelu śledziła mnie na skuterze. W końcu podjechała i spytała się co robię, ja na to z przyjemnością odpowiedziałam, że it's not yours fucking busines. Wniosek - naoglądałam się za dużo amerykańskich filmów o włoskiej mafii.
fot. Pani Hania |
|
Scratches głosi, że zatoka powstała kiedy smok przybył na ratunek Wietnamczykom, aby wybawić ich z opresji przed chińskim najeźdźcą. Kiedy tak sobie przybywał na ratunek swoim ogonem stworzył tę wyjątkową rzeźbę terenu. Lecz Legenda, którą znalazłam w netcie głosi:
"(...) W zamierzchłych czasach gdy Wietnamczycy walczyli z najeźdźcą bogowie zesłali rodzinę smoków, aby pomóc w obronie kraju. Smoki wypluwając perły, które po zetknięciu z wodą zmieniały się w jadeit uformowały mur. Okręty wroga roztrzaskały się o skały co pozwoliło oprzeć się atakowi. Po wypełnieniu obowiązków smoki zdecydowały pozostać na Ziemi, a miejsce, w którym wylądowała matka smoków zostało nazwane Ha Long Bay." fot. Ja |
|
W każdej legendzie jest ziarno prawdy - tak i w tej. 20 tysięcy lat temu kiedy powstało to cudo mogły istnieć smoki. No i na pewno ktoś kogoś najeżdżał. Chodź bardziej wierzę w wersję ze smokami, jest ich pełno w Wietnamskiej kulturze.
fot. Ja |
|
Kochany Pan Kapitan pomimo tego, że mieliśmy popsutą łódkę zabrał nas na wyspę Monkey Island, jedną z ważniejszych plaż w zatoce Ha Long Wietnamu, zaraz po Cat Ba of course.
fot. Pani Hania |
|
Ta niezwykle tajemnicza nazwa wzięła się od naczelnych zamieszkujących wyspę. fot. Pani Hania |
|
Na wyspie oprócz obcowania z kwiatem narodu wietnamskiego wypoczywającym na wakacjami ze swoimi pociechami, oraz oprócz małp, które zachowując naturalny eko sytemu, spożywając wszystko to co przyjezdni wyrzucą, można zdobyć szczyt tej góry. Samo jego zdobycie nie stanowi problemu, gorzej ze spacerem nad przepaścią.fot. Pani Hania |
|
Zatoka jest pełna jaskich, których zdjęć nie pokaże bo i tak nie ma po co, gdyż to moim zdaniem są miejsca, które zobaczymy i będziemy pamiętać ten widok do końca życia, albo nie zobaczymy i nie będziemy nic o nich wiedzieć. Zdjęcia nic nie mówią, tylko psują wrażenie. Ot tylko, albo raczej AŻ tyle. Szczególnie polecam jaskinię Sort So. Na tym zdjęciu uwieczniony pingwin, albo delfin (cholera wie), czyli po prostu kosz na śmieci. fot. Ja |
|
Na Cat Ba nie spędziliśmy wiele czasu. Przyjechaliśmy jednego dnia po południu (na łodzi piękną polszczyzną zagadała do mnie włoszka - tak się poznaliśmy). Wieczorem pojechaliśmy bezpłatnym busem na plażę, i mimo totalnego zdziwienia kierowca przyjął od nas po 1 euro za transport. Ciekawe ile takich łosi spotkał? Tu zdjęcie właśnie z plaży, kiedy próbowałam sfotografować kraba... No ale tulów i nogę mam. Obiad temu, który zrobił zdjęcie całego kraba! fot. Ja |
|
Aby podróż po Cat Ba (ale również w całym Wietnamie) była przyjemna należy unikać biur Sinh Cafe, nie wierzyć w nocne busy - szczególnie jak po przejściu paru biur tylko jedno jakimś cudem je ma (tu powinna zapalić się nam lampka!!!). Jak przybędziemy na wyspę zanim zdecydujemy się na nocleg w interesującym nas hostelu ustalmy cenę rejsu. Ot tyle, a ile mniej nerwów! fot. Pani Hania |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz